Natknęłam się na moją zmorę sprzed lat. Nie wiem, czy zmora mnie poznała. Nie jestem pewna, czy zmora w ogóle wie, że była zmorą czyjegoś (kurwa, mojego!) życia. Dawno niczyj widok mnie tak nie zaskoczył. Zareagowałam... W ogóle nie zareagowałam. Udałam, że nie wiem o co chodzi. Ale wspomnienia ruszyły. I refleksje. Może powinnam zmorze podziękować? Może to dzięki niej jestem uodporniona. Na ludzi. W sumie, to chyba każdy taką zmorę miał. Albo nawet czyjąś zmorą był... Jeśli nie, to nuuuda, panie.
Mam nadzieję, że zmorą tego posta nie zostanie torba. Bo ma być jego hitem! De facto jest to prawie jutowy (70 %) worek na... pranie ☺ ☺ ☺ Kupiłam w Biedronce. Nie mogłam się oprzeć ❤Żartowałam z panią na kasie, że jak mnie z nim zobaczy na ulicy, żeby się nie dziwiła. Obiecała, że nie będzie i poparła. Torba nieZmora jest przezajebista! Na jakie pranie?! A w życiu! Zabieram ją na zakupy do spożywczaka/warzywniaka, na wypad-spacer, na załatwianie spraw. Mieści wszystko czego mi trzeba. Kalendarz, książka, aparat. Takie tam, niezbędniki gotowej na wszystko. Bo a nuż wpadnie złota myśl do zapisania. A nuż będę musiała gdzieś dłużej poczekać, to sobie poczytam. A nuż spotkam ciekawy obiekt do obfocenia ☺
A co Ty powiesz na temat zmory i nieZmory? ☺ ☺ ☺